Sunday, May 26, 2013

Rozdział 9

Drogi Pamiętniku!
Na razie wszystko idzie po naszej myśli. Lise ma coraz więcej pytań, a chłopak w końcu nie musi kłamać. Dopóki Ughlira się nie ujawni, myślę, że wszystko utrzyma się na tym samym poziomie. Oczywiście oprócz uczuć pomiędzy Lise i Connerem, który zrezygnował z posady nauczyciela, aby być ze swoją ukochaną. No cóż... Zobaczymy, co będzie dalej.
________________________________________________________

- Halo! Obudź się! - poczułam lekkie szturchanie w okolicy brzucha.

- Odczep się - jęknęłam, zakrywając głowę poduszką, w próbie ponownego zaśnięcia.

- No raz, dwa! Idziemy na spotkanie, kochana - Alisson zrzuciła ze mnie kołdrę i wskoczyła na łóżko.

- Nie.

- Proszę, proszę, proszę, proszę!

- No dobra - podniosłam się leniwie, przetarłam oczy, a potem ospałym krokiem poszłam do łazienki, zmęczona ciągłymi błaganiami przyjaciółki.

Kiedy spojrzałam w lustro, poczułam się strasznie. Moje oczy były podkrążone, a włosy poczochrane i z dużą ilością kołtunów. Resztki nie zmytego makijażu rozcierały mi się na twarzy. Na suchej skórze rąk i nóg widoczne były małe pęknięcia i zacięcia.

Nie mając na co czekać, wzięłam się do pracy. Zmyłam się dokładnie, wskoczyłam pod prysznic i posmarowałam ciało balsamem. Następnie wysuszyłam włosy, nałożyłam krem na twarz i poszłam się ubrać. Dzisiaj było gorąco, więc wybrałam lekką, granatową sukienkę. Zapięłam beżowy pasek wzdłuż mojej talii i ubrałam sandały tego samego koloru. Pod koniec moich półgodzinnych przygotowań pomalowałam rzęsy czarnym tuszem i byłam gotowa. Musiałam jednak poczekać dłuższą chwilę, aż Ali skończy robić swój makijaż.

- Po co mnie budziłaś? - spytałam - Mogłam pospać z godzinę dłużej i nie musiałabym czekać, aż skończysz nakładać swoją tapetę, plastiku! - mrugnęłam do niej okiem.

- Pff! Zamknij się i wyciągnij z mojej torebki portfel - wywróciła oczami. Wykonałam polecenie przyjaciółki i rzuciłam portfel w jej stronę, a ona włożyła go do tylnej kieszeni swoich rybaczek. Stanęła obok drzwi, otwierając je - Panie przodem - powiedziała aż za grzecznym tonem, jak na nią i ukłoniła się, robiąc delikatny ruch ręką. Wyszłam z uśmiechem na twarzy.
________________________________________________________

- A tak właściwie, to gdzie idziemy? - spytałam, kiedy szłyśmy wzdłuż ulicy. Od razu pożałowałam, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Słońce parzyło skórę, jak jeszcze nigdy tego lata, a oczy trudno było podnieść z ziemi, bez mrużenia ich.

- Jeszcze nie wiem gdzie, chłopaki mają coś przygotować - wzruszyła rękami.

- Chłopaki? - spojrzałam na nią pytająco i uniosłam jedną brew.

- Tacy jedni. Nicolas'a poznałam przez internet i okazało się, że ma jakiegoś kolegę, więc pomyślałam...

- Alisson!

- No co? - zrobiła minę niewiniątka i zatrzepotała rzęsami.

- Przecież wiesz, że ja mam Conner'a! - zrobiłam oskarżycielską minę - Wracam do szkoły...

- STOP! - krzyknęła - Nigdzie nie idziesz i kropka. Czy ktoś tu mówił, że macie od razu chodzić? Ja nic takiego nie powiedziałam. To, że już jesteś zajęta przecież nic nie przeszkadza w znalezieniu kilku nowych znajomych.

- Owszem, przeszkadza. Ostatnio nie za bardzo ufam ludziom.

- Ale mi chyba tak, prawda? - popatrzyła na mnie, robiąc minę, jak kot ze Shreka. Zaskoczona tym pytaniem, rozglądnęłam się na boki, prawie wywalając się na dwóch małych chłopców. Jeden z nich zaczął piszczeć i uciekać, a drugi, młodszy, powtórzył to, co zrobił rówieśnik.

- Przepraszam! - zawołałam za nimi, kiedy już prawie zniknęli za rogiem. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, jak przyjaciółka zwija się ze śmiechu na środku chodnika. Mimo mojego początkowego przerażenia, dołączyłam do niej - Oczywiście, że ci ufam - kontynuowałam naszą wcześniejszą rozmowę.

- To pójdziemy razem, nie ma bata. Zresztą... Co, jeśli okaże się, że to będą zboczeńcy, rządni seksu?! Kto mnie obroni?! - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam ten gest. W końcu, zgodziłam się - Teraz to musimy biec, bo i tak jesteśmy spóźnione.

- Ciekawe przez kogo... - mruknęłam i dołączyłam do Ali, pędzącej przez środek miasta na 12-centymetrowych szpilkach.

Byłyśmy już na ulicy Greiway'a i mijałyśmy sklepik z pamiątkami pani Montgomery, kiedy jakiś chłopak zatrzymał się przed nami. Miał mniej więcej 180cm wzrostu, więc byłam od niego o wiele niższa. Z moim wzrostem właściwie każdy mężczyzna jest ode mnie wyższy. Jego długie brązowe włosy lekko opadały na szerokie ramiona. Wysportowana sylwetka podkreślała smukłą twarz z prostym nosem i niebieskimi oczami. Miał ciemną karnacje i dobrze wyrzeźbione ciało. Kiedy stał, wyglądał na lekko zestresowanego.

- Cześć - przywitał się, przerzucając wzrok ze mnie na blondynkę - Pewnie mnie nie poznajesz. Jestem Kai, poznaliśmy się przez internet. Wiem, mieliśmy się spotkać gdzie indziej, ale postanowiłem po was wyjść, w razie jakbyście miały się zgubić. Zresztą trochę na was czekaliśmy, więc zacząłem się martwić.

Obie wpatrzone byłyśmy w niego, jak w obrazek. Mówił hipnotyzującym, spokojnym głosem, a jego przyjazne spojrzenie sprawiało, że przykuwał wzrok każdego przechodnia.

- Hej - pierwsza odezwała się Alisson, robiąc swoją uwodzicielską minę i przysuwając się do nastolatka - Jestem Ali, a to Lise, moja współlokatorka.

- Miło mi - uśmiechnął się niepewnie, uroczo - Przepraszam, macie może wodę? Dzisiaj jest trochę gorąco.

Wyciągnęłam z torebki małą butelkę wody o cytrynowym smaku i podałam ją mu. Kiedy się napił, ruszyliśmy dalej przez chodnik. Miło było patrzeć, jak ze sobą rozmawiają, śmieją się. Może w końcu Ali znalazła idealnego dla niej chłopaka? Tylko mam nadzieję, że nie będzie mnie olewać, tak jak to było z Noel'em.

A jeśli ja ją czasami olewam dla Connera? W końcu spotykam się z nim prawie codziennie. Powinnam poświęcać jej więcej czasu. Jakby zaczęła chodzić z Kai'em, moglibyśmy wychodzić gdzieś wszyscy razem. Chociaż ciekawa jestem, jakby zareagował na mój związek z dużo starszym facetem.

Reszta dnia minęła w miarę spokojnie. Kai przedstawił nas swojemu koledze - Draay'owi. To niski chłopaczek w okrągłych okularkach w stylu Harrego Pottera. Miał rude, kręcone włosy i niebieskie, wyłupiaste oczy. Po wyglądzie można było stwierdzić, że jest młodszy od szatyna o co najmniej 2 lata.
Chłopcy zabrali nas do kina na "Straszny film 5". Osobiście nie przepadam za takimi filmami, ale Ali raczej była zadowolona. Nie jestem pewna czy samym seansem, czy raczej towarzystwem jej nowego kolegi.
Ja przez cały czas pisałam sms'y z Connerem i żałowałam, że nie mogłam spędzić tego dnia razem z nim. Tęskniłam za jego obecnością, za pocałunkami, dotykiem jego delikatnych, ale i silnych rąk, które obroniłyby mnie przed wszelkim złem. Teraz już było za późno, żeby się wycofać. Postawiłam krok, świadczący o tym, że jestem pośrodku tego całego przedstawienia. Nie wyobrażam już sobie życia bez niego. Jedyna osoba, która wie o mnie wszystko i której mogę powiedzieć o wiele więcej niż nawet samej sobie, to właśnie on...

Saturday, May 4, 2013

Rozdział 8


________________________________________________________
Conner
________________________________________________________

- A więc... Masz jakieś pytania? - tymi słowami zakończyłem swoją opowieść. Siedziałem razem z Lise na  twardym łóżku. Próbowałem powstrzymać moje ciało przed drżeniem, bardziej ze zdenerwowania, niż z zimna. Nie mogła wyczuć mojego strachu, nie w takiej chwili.

- W sumie to mam jedno... - powiedziała ze spuszczonym wzrokiem, a ja spojrzałem na nią pytająco - Miałeś w ogóle jakieś wykształcenie zanim przydzielili ci posadę nauczyciela języka polskiego?

Jej poważna mina po chwili zmieniła się w  rozbawioną. Wybuchnęła śmiechem, kładąc się na kołdrze i łapiąc za brzuch.

- Co cię tak bawi? - spytałem zirytowanym tonem.

- No proszę cię... Anioły, demony, wróżki, skrzaty? Serio?

Zakląłem pod nosem, lecz ona chyba tego nie usłyszała. Założyłem ręce na szyję, lekko rozmasowując kark.

- Posłuchaj. Albo lepiej... - zmieniłem zdanie - Popatrz.

______________________________________________________
Lise
______________________________________________________

Conner zaczął ściągać przemoczoną koszulkę. W sumie to mi nie przeszkadzało, więc uśmiechnęłam się promiennie. On chyba trktował to całkiem poważnie, przez co jeszcze bardziej chciało mi się śmiać. Po jego umięśnionych plecach spływały krople deszczu. A może raczej potu? Kiedy położył koszulkę na podłodze, wyprostował się i obrócił powoli.

Wzdłóż jego pleców rozciągały się dwie podłużne blizny, z których wyrastały czarne lekko postrzępione, spalone pióra. Większość z nich zwisały na plecach, jakby były złamane.

- Przecież przed chwilą tego nie było... - szepnęłam, podchodząc bliżej do "skrzydeł". Zaczęłam dotykać piór, wyrwałam jedno i w tym samym momencie mężczyzna jęknął cicho.

- Boże, Lise! - westchnął - To boli!

- To jest prawdziwe...

- No prawdziwe.

- Ale jak to...? - cały czas patrzyłam się pustym wzrokiem na plecy Connera. W mojej głowie nagle pojawiło się pełno nowych pytań, lecz na razie powstrzymałam się od wypowiedzenia ich. Przeciągnęłam się i przetarłam oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jaka jestem zmęczona - Przecież to...

- Nieprawdopodobne, fascynujące, przerażające? - dokończył za mnie.

- Miałam powiedzieć tylko "niemożliwe", ale ty też to nieźle ująłeś - chłopak wzruszył ramionami. Może i to było szalone, ale wierzyłam mu, tak po prostu. Od początku wiedziałam, że coś z nim nie tak. W końcu kto normalny by się ze mną spotykał?!

- I nie boisz się? - miał lekko ochrypły głos. Jedną ręką przeczesał włosy nerwowo, a drugą
włożył do kieszeni, w próbie ukrycia nerwów.

Nie bałam. Chociaż może powinnam...
Pokręciłam głową przecząco i zbliżyłam się do niego.

- Nie - powiedziałam szczerze - Tylko teraz mam kilka pytań.

- Pewnie! Pytaj o co tylko chcesz! - zachęcająco kiwnął głową, a ja przytuliłam go. Nie mogłam już patrzeć na to, jak się stresuje. Pomimo mokrej od deszczu koszulki, jego ciało było zachęcająco ciepłe. Wtuliłam się w niego, czując jak emocje opadają. Odsunęłam się i delikatnie musnęłam wargami jego usta. W pierwszym momencie w mojej głowie powstało ostrzeżenie "bip bip to nauczyciel", lecz trwało tylko sekundę, tak z przyzwyczajenia. W końcu kiedyś byliśmy parą, więc nie powinnam czuć się nieswojo, prawda?

- Przed chwilą, kiedy... - przerwałam, ostrożnie dobierając słowa - nie miałeś na sobie koszulki...

- Mów dalej - Conner uśmiechnął się, lekko rozbawiony moim skrępowaniem.

- ... to nie miałeś tych skrzydeł. Więc jak teraz je masz?

- Mogę to kontrolować. To jedyny plus z bycia Upadłym - zastanowił się chwilkę - No może jest jeszcze jeden.

- Jaki? - spytałam.

- Ty - odpowiedział, patrząc na mnie swoimi hipnotyzującymi oczami. Moje serce zastukało mocniej przez chwilę, a na moich policzkach pojawiły się delikatne zaczerwienienia. Zostawiłam to bez komentarza, dając mu do zrozumienia, że nie ma czasu teraz na takie teksty.

- Co się stało z szamanami? Przecież mówiłeś, że kiedyś byli dobrzy - kontynuowałam rozmowę.

- Nie mam pojęcia. Myślę, że ma to jakiś związek z tym całym zebraniem.

Zastanowiłam się chwilę nad kolejnym pytaniem, a przy okazji zauważyłam, że przestało padać. Za oknem powoli się przejaśniało, chmury oddalały się szybko, pozostawiając tylko jasnoniebieskie niebo. Słońce już prawie całe skryło się za górami, nadając niebu lekko pomarańczową barwę.

- Co zrobiłeś tej kobiecie? - spytałam w końcu.

- A to - machnął ręką - To nie jest kobieta. Kiedyś może była, lecz teraz jest moim demonem.

Spojrzałam na niego pytająco.

- W jakim sensie "twój demon"?

- Za sprzeciwienie się Bogu, każdy Upadły Anioł dostaje w prezencie demona. Taką zabawkę od Lucyfera, która wypełnia twoje polecenia.

- I możesz tak po prostu o tym mówić? - moja twarz wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia -Przecież to... coś było kiedyś zwykłym człowiekiem! Mam rację?

- Lise - mężczyzna westchnął - Już od dawna w tym ciele nie ma ani krztyny dobroci, jaką posiada każdy człowiek. Tak, wiem, że to okropne, ale musisz się do tego przyzwyczaić - dodał po chwili, widząc moją minę. Zaschło mi w gardle.

- A co się stało z Oael'em? - nie byłam pewna czy dobrze wypowiedziałam nazwę naszyjnika, ale raczej tak, bo zareagował błyskawicznie. Zaczął mamrotać coś pod nosem, zawzięcie szukając czegoś w spodniach. Chwilę potem wyciągnął z nich okrągłą zawieszkę z pożółkłej kości i przewieszkę zrobioną ze starego sznurka. Podniósł go do góry, a potem podał mi do ręki. Był zaskakująco lekki. Sznur obwiązany był suszoną skórą, na której było widać ślady jeszcze po pożarze. Kość, jak się okazało jelenia, była lekko postrzępiona w prawym boku, ale nie straciła przez to uroku, wręcz przeciwnie - dodawała go.

- Jest twój - powiedział Conner z uśmiechem, a ja podziękowałam. Kiedy pomógł mi zapiąć wisiorek na szyi zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu. Tak jakby jakaś część wróciła do mnie.

W głowie ujrzałam dwoje dzieci - chłopca i dziewczynkę - bawiący się przy ognisku. Młody Conner miał naburmuszoną minę, bo nie chciał się bawić z dziewczyną. Co chwilę spoglądał na nią z wyższością, lecz ona pomimo tego uśmiechała się przyjacielsko. Dzieciak spytał się matki czemu nie może pobawić się z innymi chłopcami, a ona odpowiedziała mu, że kiedyś to zrozumie i że na razie jest za mały.
Kolejnym obrazem były te same dzieciaki, lecz już trochę starsze. Tym razem Conner był uśmiechnięty. Poszli się bawić, a dobry humor ich nie opuszczał. Dziewczyna śmiała się, kiedy nastolatek podnosił ją do góry i w dół, w trakcie łaskotania jej. Dał jej naszyjnik, więc dziewczynka przytuliła go mocno. Jej oczy błyszczały radośnie.

Obrazy szybko zanikły, ale zostało ich o wiele więcej w mojej głowie. Było tego całkiem sporo i to większa ilość miłych sytuacji. Wiele rzeczy stało się dla mnie zrozumiałych.

- Dziwne... - bąknęłam, a chłopak spojrzał na mnie pytająco - Emm... Czasami w mojej głowie pokazują się takie obrazy i nie do końca wiem, co one oznaczają. Wydaje mi się, że to są moje wspomnienia, ale wcześniej zupełnie ich nie pamiętałam.

- Masz racje, to wspomnienia - w jego oczach ujrzałam iskierkę podekscytowania - Ale nie twoje, tylko nasze. Kiedy dotkniesz czegoś lub kogoś, z kim łączyłaś swoje wspomnienia, one od razu powracają. A przynajmniej ich część.

- A kiedy moja pamięć będzie już wypełniona?

- To zależy od ciebie - stwierdził po chwili zastanowienia - Myślę, że na razie wystarczy ci nowości.

Patrzyłam uważnie, jak rozkłada koc na podłodze i kładzie się na nim. Miał rozczochrane włosy, a z niektórych z nich spływały jeszcze krople deszczu. Założył na siebie swoją czarną koszulkę, a ja nawet nie zauważyłam kiedy jego skrzydła zniknęły.

- Ale jeszcze mam jedno, ostatnie pytanie - powiedziałam, zanim zdążył się całkowicie rozłożyć - Umiesz jeszcze używać czarnej magii?

- Dawno tego nie robiłem, ale... - spojrzałam na niego zachęcająco i podsunęłam na stolik wyschnięty liść. Spuścił wzrok - Nie mogę, przykro mi. Nie chcę znowu tego zaczynać, Lise. To jest jak narkotyk.

- Rozumiem. A nie chcesz się już zemścić na Ughlirze? Chyba czarna magia mogłaby ci pomóc.

- Oczywiście, że chcę. I w sumie niedługo będę miał okazje...

- Jak to? - spytałam, po czym ziewnęłam przeciągle. Chociaż spałam kilkanaście godzin, moje powieki wciąż były ciężkie.

- Kiedy indziej ci to wytłumaczę - powiedział, przeciągając się, a ja mu przytaknęłam. Zamknęłam oczy, odpływając do krainy Morfeusza.