Tuesday, March 26, 2013

Rozdział 6


- Że kim jest? - nagle tracąc wszystkie siły, klęknęłam i oparłam się o ścianę.

- Upadłym... - przerwała na chwilę i popatrzyła się na Conner'a - Och! To jeszcze jej nie powiedziałeś? - zaśmiała się. Mężczyzna spuścił wzrok. Po chwili popatrzył się na blondynkę wściekłym wzrokiem. Warknął coś w obcym języku, złapał kobietę za ramię i wypchnął za drzwi. Ta z przerażającym piskiem skuliła się i upadła na ziemię. Zaczęła się czołgać, wbijając paznokcie w błoto. Po chwili zniknęła za jedną z ścian budynku. Conner zanim wyszedł za nią, zerknął na mnie dysząc, jak zwierzę, spragnione krwi.

Byłam przerażona zachowaniem nauczyciela. Nigdy nie widziałam go takiego agresywnego. Skuliłam się w kącie pomieszczenia, modląc się w duszy, żeby to był tylko sen. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w kłótnię dorosłych.
________________________________________________________
Conner
________________________________________________________

Byłem wściekły. Chciałem ją zabić i w sumie mógłbym to zrobić, gdyby nie była mi jeszcze potrzebna. Chociaż mogę chyba ją trochę podręczyć, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

- Co ty robisz, do jasnej cholery?! - spytałem, groźnie patrząc się na ofiarę.

- Skąd miałam wiedzieć, że ona o niczym nie wie? - Meg podniosła się z trudnością. Jedną ręką dalej trzymała się za brzuch, a drugą wytarła o bluzkę - Nie spodziewałam się, że uderzysz kobietę.

- Nie jesteś kobietą - syknąłem. Blondynka zrobiła oburzoną minę i wyprostowała się.

- Skoro nie chcesz mojej pomocy, to mogę iść! - krzyknęła.

- Nie możesz - przerwałem jej spokojnym głosem - Dopóki nie spłacisz swojego długu, jesteś moją własnością.

- Agrh! Zawsze mogę uciec... - burknęła głośno i wywróciła oczami, jakby to było oczywiste.

- Dobrze wiesz, że jeśli to zrobisz... - moje oczy błysnęły złowieszczo - To cię zabiję - dokończyłem i uśmiechnąłem się, podnosząc jedną brew. Meg umilkła. Stojąc na deszczu przez dłuższy czas, wyglądała jak zmoczona kura; jej krótkie blond włosy przykleiły się do policzków, ubrania przesiąknęły czarnym gęstym płynem wypływającym z rozciętego brzucha, która rozcieńczyła się z kroplami deszczu, a po jej odsłoniętym ciele spływały strumienie wody. Na rękach miała liczne rany, a na nogach dwa podłużne przecięcia, ze skrzepniętą mazią.

To okropne, patrząc na stwora, który wszedł w zwykłą, nawet można powiedzieć, atrakcyjną dziewczynę. I jak ja mam ją niby szanować? Demon - najgorsza istota, jaką kiedykolwiek można spotkać. Nigdy nie udało mi się jeszcze wypowiedzieć tego słowa bez pogardy. Szczerze mówiąc już dawno bym zabił Meg, gdyby nie ta dziewczyna uwięziona w środku. Nie jestem już mordercą i nie zamierzam być...

- Wstawaj - rozkazałem, kiedy demon potknął się i upadł, w daremnej próbie ucieczki - No już! - kiedy to zrobiła, kopnąłem ją w żebra. Jęknęła głośno i znów upadła. Tym razem nie podniosła się. Straciła przytomność. Albo udaje. Upewniłem się (chyba wiadomo jak), po czym wróciłem do chaty.

Lise siedziała skulona w kącie. Miała liczne zadrapania na nogach, niezbyt poważnych, więc podszedłem bliżej, aby je opatrzyć. Kiedy dziewczyna wyczuła moją obecność, podniosła wzrok. Jej oczy były pełne strachu i zawiedzenia. Próbowała się cofnąć, lecz na marne, ponieważ przeszkadzała jej ściana.

- Odsuń się - krzyknęła.

- Hej hej... - powiedziałem delikatnie. Szczerze mówiąc nie byłem zdziwiony jej reakcją, w końcu mogłem przewidzieć co się stanie - Spokojnie, nic ci nie zrobię - usiadłem obok nastolatki i popatrzyłem na nią.
To teraz czas na poważną rozmowę - westchnąłem.

- Dobra. Nie musisz nic mówić. Ale posłuchaj...

W tym momencie opowiem jej pewną historię. Naszą wspólną, prawie zapomnianą historię. W tym momencie pozna początek czegoś wielkiego. Jeszcze nie powiem wam czego, ale na to przyjdzie czas. Musicie być cierpliwi, bo to ostatni klucz, który otwiera drzwi...

Monday, March 18, 2013

Rozdział 5


________________________________________________________
Lise
________________________________________________________
Obudziło mnie uderzanie deszczu o metalową blachę, zastępującą dach. Otwierając oczy, na początku wszystko było zamazane, lecz z każdym mrugnięciem, obraz wyostrzał się. Znajdowałam się w jakiejś starej chacie. Szare ściany były poobdzierane i podrapane przez jakieś dzikie zwierzę. Pewnie przez niedźwiedzia, bo nie wyobrażam sobie innego stwora, który mógłby to zrobić. Na podłodze porozrzucane były gałęzie, liście, talerze, kubki, miski i lekko pozłacane na końcach uchwytów sztućce. Ogólnie w pomieszczeniu zauważyłam tylko kilka mebli; dwa krzesła, drewniany stolik, szafka nocna i łóżko na którym obecnie leżałam.

Czułam się, jakby zaraz cały świat miał się zawalić na moją głowę. Powoli podniosłam obolałe ciało, czego od razu pożałowałam, bo zachciało mi się wymiotować. Upadłam z powrotem na twarde łóżko.

- Musisz odpocząć - powiedział ktoś, delikatnie zasuwając kosmyk moich włosów za ucho - Połóż się i nie ruszaj głową.

- Gdzie jestem? - spytałam słabo.

- Jestem tutaj z tobą - dopiero teraz zauważyłam, że zamazana postać nachylająca się nade mną to Conner. Patrzył na mnie smutnym spojrzeniem i gładził ręką mój policzek - Cały czas...

Posłusznie leżałam na materacu, czując pulsowanie w skroniach. Byłam wpatrzona w szarą ścianę. Oczy same mi się zamykały, chociaż byłam pewna, że spałam już od dłuższego czasu.

- Gdzie jestem? - powtórzyłam pytanie z większą siłą w głosie.

- Leż spokojnie.

- Conner! - burknęłam na niego cicho.

Spuścił wzrok i odwrócił się w stronę drzwi, zakrywając przy tym twarz. Nie wiedziałam czy chciał ukryć łzy, czy po prostu był zmęczony. A może to i to? Zaklęłam w duszy.

- Co się dzieje? - byłam przerażona brakiem jego odwagi i zdecydowania. Głos mi się trzęsł, lecz nawet nie próbowałam tego zamaskować - Conner, proszę cię, powiedz mi o co chodzi. Musisz mi to wszystko...

- Lise... - przerwał mi załamanym tonem - Ja nawet nie wiem od czego mam zacząć.

Podniosłam się jak najwolniej umiałam. Tym razem tylko lekko zakręciło mi się w głowie, ale przytrzymałam się poręczy, więc nie upadłam. Mężczyzna ciągle stał odwrócony ode mnie. Chwilę się wahałam, ale w końcu położyłam swoją rękę na jego plecach. Wstałam i klękłam przy nim.

Zawsze, jak się spotykaliśmym moje serce biło jak oszalałe, a motylki w moim brzuchu gilgotały, jak nigdy wcześniej. Teraz jednak tak nie było... Dziwne. Lecz to pewnie ze zmęczenia. Przyzwyczaiłam się już do jego towarzystwa. Zawsze umiał mnie pocieszyć, lecz teraz role się odwróciły - to on potrzebował mojego wsparcia. Zobaczyłam to w jego oczach. Był zmartwiony i roztrzęsiony.

Milczałam, myśląc, co zrobić. W końcu przybliżyłam swoją głowę do jego, aby wyszeptać mu na ucho kilka słów na pocieszenie.

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, nauczyciel odwrócił się, a nasze usta zetknęły się w długim, właściwie nie kończącym się pocałunku. Na początku doznałam wielkiego szoku i miałam to przerwać, lecz nie byłam w stanie powstrzymać emocji, które nas ze sobą splotły i nie mogły się poluzować. Rzuciłam się na Conner'a ogarnięta nagle wielką falą gorąca, a ten podniósł mnie z niewyobrażalną lekkością i oparł o szafkę. Oplotłam swoje nogi wokół jego bioder, a on objął mnie rękami w talii.
Czułam to pożądanie, które nami zawładnęło. Nawet nie zauważyłam kiedy Conner ściągnął ze mnie koszulkę, ani kiedy zrobiłam to samo z jego ubraniem. Nawet pomimo znakomicie wyrzeźbionego ciała mężczyzny, nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Czarne, bardzo pociągające i seksowne.

- Chyba nie powinniśmy... - wydyszałam, ledwo biorąc oddech przed kolejnym pocałunkiem.

- Tak, nie powinniśmy - przyznał, choć mimo to nie przestaliśmy. Całus.

Położyłam ręce na jego plecach. Wydawało mi się, że ma jakąś bliznę na łopatce, ciągnącą się ku dołu. Nie, zaraz... Dwie blizny. Byłam jednak zbyt podniecona, żeby się teraz tym przejmować. Na to przyjdzie czas potem.

- O cholera - drzwi otworzyły się, a w nich ukazała się kobieca postać - Może ja przyjdę później?

Odruchowo, Conner i ja odsunęliśmy się od siebie. Najszybciej jak umiałam przeszukałam wzrokiem cały pokój w poszukiwaniu mojej czarnej bluzki. Bez efektów. Zaczęłam panikować, rozglądając się na wszystkie strony. Nagle tuż pod moimi nogami pojawił się top, który chwilę potem miałam już na sobie. Odetchnęłam, próbując się rozluźnić.

- Nie ma za co - powiedziała rozbawionym tonem kobieta.

- Co ty tu robisz? - spytał czarnowłosy.

- Chciałam sprawdzić, czy już jej powiedziałeś o twoim prawdziwym obliczu - mrugnęła do niego - Ale skoro tutaj jest, to pewnie już wie. No i jak wrażenia? - tym razem słowa skierowała do mnie - To musi być coś strasznego, dowiedzieć się, że właściwie z obcą ci teraz osobą, łączyło cię kiedyś takie uczucie. Albo o tych stworach, że one naprawdę istnieją i to pośród ludzi! Pewnie przeżyłaś niezły szok - uśmiechnęła się podekscytowana - No ale cóż... Skoro się tak dobrze dogadujecie, jak było przed chwilą widać, to stwierdzam, że jednak dobrze to przyjęłaś. Nie bałaś się tego robić z Upadłym Aniołem? Nie, żebym twierdziła, że jest w tym gorszy, bo nie próbowałam, ale krążą plotki, że jest dosyć ostro, a z tego co wiem nigdy jeszcze nie uprawiałaś seksu - umilkła, spoglądając z ukosa na mężczyznę.

Conner zrobił zestresowaną minę i spojrzał na moją reakcję. Chyba tylko ja w tym pokoju nie wiedziałam o co chodzi, lecz czułam, że zaraz się dowiem...

Wednesday, March 13, 2013

Rozdział 4


Drogi Pmiętniku! 
Lise i Conner spotykają się coraz częściej i zbliżają się do siebie. Niedługo dziewczyna zacznie Widzieć, więc trzeba szybko odprawić rytuał. 
Przed chwilą rozmawiałam z Conn'em, był lekko roztrzęsiony. Może denerwuje się przed ich kolejnym spotkaniem? Zależy mu na niej i to widać. W końcu kiedyś byli parą, praktycznie nierozłączną. Wyobrażam sobie, jak mu jest trudno opanować chęć pocałowania jej, przytulenia.
Z czasem moja mała Lise sobie wszystko przypomni, a wtedy będzie o wiele trudniej zachować wszystko pod kontrolą. Pewnie jeszcze dziesięć razy zmienię zdanie, zanim jej powiemy. To będzie rzecz, która może zadecydować o losach wszystkich ludzi... I nie tylko.
________________________________________________________
Conner
________________________________________________________

Dzisiaj spotykam się z Lise o 8:00pm. Dostałem polecenie, ale szczerze mówiąc wcale nie chcę go wypełniać. Mogę ją stracić już na zawsze, a to ostatnia szansa. Wolałbym zaczekać, aż... na zawsze. Jednak wiem, że nie mogę. Chronię ją jak potrafię, lecz to bardzo trudne jeśli nie widzę tego, co ona. Możemy działać tylko połączeni, a kiedy nasza więź została przerwana, umiejętność Widzenia również.

- Panie Conner? - wyrwała mnie z zamyślenia uczennica, stojąca przy biurku - Skończyłam pisać test.

- Dobrze, dobrze - ocknąłem się i kazałem położyć jej kartkę na moim stoliku, po czym znów pomknąłem do moich myśli.

Od naszej randki w kafejce dostrzegłem, że jej zdolność powraca. Moja niestety nie, ale jestem dobrej myśli. Może kiedy Lise przypomni sobie jej dawną postać, będziemy w końcu razem, a Pheole zbudują naszą moc z powrotem. Na samą myśl o tym, uśmiechnąłem się do siebie. Przypomniałem sobie, jak się pierwszy raz spotkaliśmy, kiedy do mojej głowy wtargnął jakiś inny, wkurzający głos.

- Uuu... Pan Conner się zakochał! - krzyknęła jakaś dziewczyna piskliwym głosem, a reszta zaczęła chichotać. Wszyscy chłopcy siedzieli znudzeni, bawiąc się długopisami i ołówkami.
Nienawidzę mieć zastępstw z pierwszoklasistami. A raczej pierwszoklasistkami, bo w tej klasie nie dostrzegam choćby jednego chłopaka używającego mózgu. W sumie cała ta klasa jest tępa. To hańba!
Ogółem lubię prowadzić zajęcia. Mógłbym nawet do tego przywyknąć, gdybym nie był... inny.

Zadzwonił dzwonek, a ja rozejrzałem się po klasie.

- Dobra młodzieży, odkładamy długopisy i wychodzimy z klasy - powiedziałem na zakończenie lekcji. Kiedy uczniowie wyszli, pozbierałem testy, zabrałem dziennik i ruszyłem w stronę pokoju nauczycielskiego.

________________________________________________________
Lise
________________________________________________________

Na początku przygotowań usiadłam przed lusterkiem ubrana w krótkie dżinsowe spodenki i luźny t-shirt. Włosy związałam w wysokiego kucyka i przeglądnęłam szafę. Pusta...

- Grrr! - warknęłam do samej siebie.

- Gdzie idziesz, Lissie? - spytała mnie przyjaciółka, siedząca na łóżku z laptopem na kolanach - Jutro mamy test z matematyki, miałyśmy się uczyć - podniosła wzrok znad ekranu i popatrzyła na mnie podejrzliwie.

- Na spacer - powiedziałam i skierowałam pytający wzrok na jej rozgniewaną twarz - A co?

- Z kim? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Co to ma być? Wywiad?!

- Sama, całkowicie sama...

- Codziennie to robisz! - wybuchnęła gniewem - "Idę na lody, idę na korepetycje, idę na spacer"! Co to ma w ogóle być?! Unikasz mnie? Pewnie dla jakiegoś chłopaka tak się malujesz i nic mi nie chcesz powiedzieć! Wychodzisz, spotykamy się właściwie tylko na zajęciach...

- I kto to mówi? - spojrzałam na nią groźnie - To ty zawsze gdzieś wychodzisz z Noelem i wracasz dopiero po północy! - krzyknęłam - Powinnaś najpierw popatrzeć na siebie, zanim ocenisz mnie. Nawet jeśli wychodzę gdzieś z chłopakiem, to bym ci nie powiedziała, bo zawsze zabierasz mi najlepszych przystojniaków!

- Ja ci zabieram przystojniaków? - zdziwiła się - Niby kogo?

- Naprawdę mam wymieniać? - kiedy Alisson przytaknęła, kontynuowałam - Edd, Harry, Jason, Peter, Kili - przerwałam nagle, a po chwili wahania, dodałam - Noel.

- Przecież zerwaliście już kilka miesięcy temu. Myślałam, że nic do niego nie czujesz...

- Bo teraz nie czuję. Mam innego - powiedziałam, wzruszając ramionami.

- Wiesz... Jakbyś częściej bywała ze mną to byś wiedziała, że Noel zerwał ze mną tydzień temu.

Stałyśmy teraz naprzeciwko siebie. Patrzyłam w jej zielone, stanowcze oczy. Powoli ich wyraz zmienił się w smutny i przygnębiony, aż zrobiło mi się jej żal. Podeszłam do niej i obie przytuliłyśmy się ze sobą.  Przyjaciółka położyła głowę na moim ramieniu i rozpłakała się. Więcej nie musiałyśmy się odzywać. Wskoczyłyśmy na łóżko i patrzyłyśmy na białą ścianę z szarymi zaciekami, oddychając głęboko.

Ciszę przerwała piosenka "Scorpions - You & I" lecąca z głośnika mojego telefonu. Podniosłam się szybko, ale patrząc na kamienną twarz Ali, nic nie zrobiłam.

- Odbierz - powiedziała leniwie i przeciągnęła się jak kot. Spojrzałam na nią jeszcze raz, po czym nacisnęłam zielony przycisk.

- Halo?

- Cześć, Lise - odezwał się głos Conner'a w słuchawce - Mam nadzieje, że nie przeszkadzam?

- Nie, nie. Dlaczego dzwonisz? - spytałam i mimowolnie uśmiechnęłam się do ściany.

- Chciałem usłyszeć twój głos - wymruczał.

- Przecież niedługo się spotkamy - zaśmiałam się.

- Właśnie, a co do tego... Moglibyśmy przesunąć nasze spotkanie o godzinkę?

- Tak, pewnie - powiedziałam z wahaniem - Gdzie mam przyjść?

- EeanStreet?

- Okej, będę czekać koło tej tajskiej knajpki - powiedziałam lekko i pożegnałam się, odkładając słuchawkę.

Zapatrzyłam się chwilę w okno. Niedawno było wymieniane, ponieważ robili remont całego akademika. Pomysłem Ali były ciemne brązowe zasłony, przez które dociera mniej światła do pokoju. Powiedziała kiedyś, że lubi takie klimaty, więc się zgodziłam na kilka poprawek w pokoju, np. futerkowa biała kanapa, poduszki w kwieciste wzory albo kolorowe naklejki na biurko. Jej rodzice są bogaci, więc nie było problemu z pieniędzmi. Czasami czuję się bardzo obca, kiedy Ali mówi o swojej rodzinie, bo sama jej nie mam.

Rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy byłam jeszcze dzieckiem i nie pozostawili po sobie śladu. Żadnych pamiątek rodzinnych ani zdjęć.
Potem znalazłam się w domu dziecka i tam się wychowywałam kilkanaście lat, dopóki nie dorosłam do tej szkoły. Pewnie opiekunki miały mnie już dość, bo chyba każdy kto mnie zna, wie, że mam charakterek.
Moi najbliżsi krewni mieszkają na drugim końcu świata, a dokładniej w Australii. Chciałam kiedyś do niech jechać, lecz ciotka Pola mówiła, że nie mają warunków, aby mnie przyjąć do nich, więc ta opcja odpadła.
Krótko mówiąc wychowywałam się praktycznie sama i wiem, jak wygląda prawdziwe życie.

Przyjaciółka wciąż leżała w tym samym miejscu co chwilę temu. Udawała, że nic ją nie obchodzi z kim gadałam, jak zwykle kiedy piłuje sobie paznokcie.

- Pan Conner - oznajmiłam i znów położyłam się koło niej.

- Ale co pan Conner? - spytała, nie podnosząc wzroku.

- To z nim się spotykam.

Tyle wystarczyło, żeby poprawić nam obu nastrój. Alisson była tak podekscytowana, że zapomniała ja się mówi. Zamiast tego, śmiała się i piszczała, jak szalona. Gdybym jej nie znała, pomyślałabym, że ma padaczkę lub coś w tym stylu. Wiem, że nie powinnam jej tego mówić, ale to moja najlepsza przyjaciółka i w końcu odetchnę z ulgą, kiedy nie będę musiała jej kłamać. Cieszyłam się ze swojej decyzji, nieważne jakie będą tego konsekwencje.

- Ale masz nikomu nie mówić - ostrzegłam ją, poważnym tonem.

- Obiecuję - jedną rękę wystawiła przed siebie, a drugą położyła na swoim sercu - Na paluszek.

- Na paluszek - nasze małe palce splotły się, a ja uśmiechnęłam się promiennie.

- To teraz przygotujemy cię na randkę! - pociągnęła mnie w stronę garderoby i pokazała na swoje modne ubrania. Nawet nie wiedziałam, że ona ma ich aż tyle. Stanęłam, jak wryta.

- Nawet nie wiesz, jak cię kocham, Ali - uściskałam ją z uśmiechem na twarzy.

- Oj wiem, wiem, kochana - odwzajemniła mój gest i zabrałyśmy się do metamorfozy.
_______________________________________________________

Bip...
Bip...
Bip...

- Ja już jadę, jest mały korek na ulicy Crashera - zaczął tłumaczyć się Conner, zaraz po odebraniu telefonu.

- Dobra, dobra - zaśmiałam się z przejęcia chłopaka - Nic się nie dzieje. Jedź ostrożnie, ja tu poczekam.

- Może wejdziesz do jakiejś knajpy? - wyczułam w jego głosie troskę - Nie chcę, żebyś zmarzła, bo dzisiaj jest dość zimno.

- Okej - zmrużyłam delikatnie oczy - Jak już będziesz to zadzwoń, pa - powiedziałam i rozłączyłam się. Świr z niego... Kto normalny by się mną tak przejmował?

* * * * * * * * *

Czekałam na Conner'a mniej więcej 15 minut.
Gdy wszedł do tajskiej knajpy "Chao-chang" zaparło mi dech w piersi, poczułam motyle w brzuchu i zrobiło mi się dziwnie sucho w ustach. Wyglądał czarująco, zresztą jak zwykle.

Miał lekko rozczochrane włosy , sterczące na wszystkie strony, a jego zazwyczaj czarne oczy, tym razem zmieniły się w granatowe i błyszczały, jak gwiazdy na ciemnym niebie. Ubrany był w żółty podkoszulek i czarne 3/4 spodnie. Na szyi zauważyłam cienki srebrny łańcuszek z krzyżykiem.

- Naprawdę bardzo cię przepraszam -powiedział mężczyzna podchodząc do stolika.

- No dobra, już nie przepraszaj - westchnęłam i przeciągnęłam się - Nie usiądziesz?

- Tak właściwie to przygotowałem coś innego - uśmiechnął się nieśmiało, a ja wzięłam go za rękę i pociągnęłam w stronę wyjścia.

- To gdzie idziemy? - spytałam pełna entuzjazmu.

- Oj, to już tajemnica, kochana. Zamknij oczy - poprosił, po czym zaprowadził mnie do swojego samochodu.

Siedzenie było miękkie, pewnie przykryte kocem. W środku pachniało świeżą cytryną i skoszoną trawą. Można było też wyczuć pastę do zębów, ale tylko momentami.  Obok mnie leżał jakiś przedmiot. Ostry i mały. Nie patrzyłam co to jest, bo wciąż miałam zamknięte oczy, lecz myślałam, że to scyzoryk. Chwilę się wahałam, ale w rezultacie niepostrzeżenie schowałam go za kurtkę.

Conner usiadł na przednim siedzeniu i włączył radio. Leciała piosenka "Areosmith - Dream on". Na naszym ostatnim spotkaniu rozmawialiśmy na temat muzyki i oboje mamy podobny gust. Pomimo tego, że nie miałam dzisiaj nastroju na tego typu piosenki, nie przeszkadzały mi. Oparłam głowę o okno i zapatrzyłam się na przemijający obraz miasta. W tym momencie zdałam sobie również sprawę, jaka jestem zmęczona.

- Jeśli chcesz, to możesz się przespać - zaproponował Conner, kiedy po raz kolejny ziewnęłam - Będziemy chwilę jechać - popatrzył na mnie przelotnie w trakcie prowadzenia auta i uśmiechnął się z troską wyrytą na twarzy. Też wyglądał na zmęczonego, więc zaprzeczyłam, aby dotrzymać mu towarzystwa.
Jednak po około 15 minutach oczy same mi się zamykały. W końcu mój oddech stał się równomierny, a cały świat odpłynął do krainy Morfeusza.
________________________________________________________
Conner
________________________________________________________

W końcu zasnęła...

Zatrzymałem się na Pustkowiu i wysiadłem. Wyciągnąłem z bagażnika moją torbę, a z niej mały woreczek. Wyszedłem przed auto, stanąłem prosto i wypuściłem ze świstem powietrze, czując na sobie czyjeś spojrzenie. Ehh... Znowu ten typ.

- Pewnie, przyszedłeś popatrzeć na jej mękę? - krzyknąłem.

Od razu skarciłem się za ten czyn. Nie mogę obudzić Lise, a wrzeszczenie nie jest najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji.

- Masz rację, nie jest - usłyszałem za sobą hipnotyzujący, kobiecy głos. Jej oddech na mojej szyi delikatnie łaskotał.

- Wybacz. Myślałem, że jesteś Duchem Pustkowia - próbowałem oddychać równomiernie, lecz od razu moje tętno wzrosło przy jej obecności - Nie sądziłem, że się pojawisz... - szepnąłem, nie odwracając się - I byłoby miło, jakbyś nie czytała w moich myślach.

- Dlaczego miałabym nie przychodzić? - spytała bez emocji.

- Przecież masz dużo zajęć w Królestwie Niebieskim - mruknąłem pod nosem - Nie byłem pewny, czy chciałabyś patrzeć na to, co zamierzam zrobić.

- A właśnie, co do tego... Rada nie wyraziła zgody, próbowałam robić co się dało, wybacz - kiedy wypowiedziała te słowa zrobiłem groźną minę - Nie mamy pewności, czy Elisabeth to ona. Jeśli ta dziewczyna jest człowiekiem, byłbyś skazany na męki w Seloneum. Nie chciałbyś tam być.

- Ja mam pewność! - krzyknąłem - To ona!

- Nie podnoś głosu, to nie jest konieczne. I tak nie zmienimy zdania, przykro mi.

- Nie okłamuj mnie... - zacisnąłem zęby - Ty nie masz uczuć, jesteś Aniołem! Żadne z was nie ma, dlatego podjęliście taką decyzję. Dla mnie torturą jest choćby jeden dzień bez niej, a nie Seloneum! Mówicie, że dla was ważna jest prawda. Prawdą jest to, że ją kocham. Ale wy to wiecie, bo możecie czytać takim jak ja w myślach. Ale pomimo tego nic nie robicie, a wiesz dlaczego? Bo nie wiecie, jak to jest kochać. I nie będziecie wiedzieć, bo jesteście tylko nędznymi istotami, dla których liczy się tylko Bóg. Ale wasza moc powoli słabnie, bo większość ludzi przestaje Wierzyć. I wiesz co? Ja też już powoli zaczynam w Niego wątpić! Gdyby istniał, kazałby wam czynić dobro, a jak na razie nie robicie nic, co mogłoby zmienić ten świat. Sprawić, by był lepszy; by ludzie się modlili, chodzili do kościoła, jednoczyli się! Nie robicie nic...

- Dosyć! - przerwał mi ten sam głos, jednak zmieniony w męski, szorstki i głęboki - Nie chcesz z nami wojny - z każdym kolejnym zdaniem, jej głos wydawał się bardziej szatański, niż anielski - Masz szczęście, że jestem miłosierna i cię jeszcze nie porozrywałam na kawałeczki, Upadły Aniele - ostatnie dwa słowa bardziej wypluła, niż wypowiedziała. Mówiła dumnie, z wyższością i nienawiścią w głosie.

- Spróbuj - powiedziałem z wyzywającym spojrzeniem na twarzy.

Anielica pisnęła wściekle i przeraźliwie. Zawirowała swoją niewidzialną postacią w powietrzu, pozostawiając za sobą tylko bez pośpiechu opadający na ziemię kurz...

Saturday, March 2, 2013

Rozdział 3


Drogi Pamiętniku!


Kilka dni temu Lise miała pierwszą lekcję z "nowym nauczycielem". Nasz plan musi się udać. Ona musi wiedzieć prawdę, bo inaczej jej życie będzie w niebezpieczeństwie. Dopóki jest przy niej Conner, nic jej się nie stanie. Muszę przestać panikować, muszę się skupić, muszę ją chronić.

Ta wizja była tak realna! Ciągle widzę jej przestraszoną twarz. Siedziała w tym pomieszczeniu, skulona. Twarz miała zakrwawioną, kilka siniaków na nagim ciele, a jej oczy nie wyglądały już jak oczy mojej Lissie. Były małe jak ziarenka, czarne, bez wyrazu. Jej ubrania były brudne i poszarpane. Usta wykrzywione w złowieszczym uśmiechu. To już nie była ta sama dziewczyna. Była jedną z nich... Jedną z Półżywych.


________________________________________________________
Lise

________________________________________________________

Moje ręce drżały, gdy tylko przechodziłam koło pana Conner'a. Agrr.. To uczucie jest głupie, ale ekscytujące. Miałam wrażenie, że on coś ukrywa. Ta rozmowa przez telefon i w ogóle. Na pewno tak się nie zachowuje zwykły nauczyciel...

Jestem dość ciekawską dziewczyną, więc postanowiłam to sprawdzić. Czasami po lekcjach spotyka się z jakąś kobietą w skórzanym płaszczu. Wiem tylko, że ma dużego, czarnego geep'a i blond włosy, często zartyte kapeluszem, jak w słynnych jezz'owych teledyskach.

Już nawet wiedziałam co zrobię. Nie podobało mi się to, ale musiałam to zrobić. Zresztą kiedyś muszę sprawdzić, czy jestem w tym dobra. A chodzi mi o śledzenie.

Heheszki - uśmiechnęłam się do siebie, zakładając wysokie kozaki. Byłam ubrana w letnią sukienkę w kwieciste wzory i beżowy sweterek. Na ramię zarzuciłam torbę koloru butów. Rzęsy pomalowałam delikatnie tuszem i wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę głównego wyjścia i jak zwykle przy moim szczęściu musiałam się na niego natknąć.

- Witaj, Lise - powiedział nauczyciel - Gdzie się wybierasz?

Stanęłam jak wrtya przed Conner'em. Zaczęłam cicho pomrukiwać, próbując zachowywać się naturalnie.

- Do kawiarenki na przeciwko - odparłam, wzruszając ramionami - Na kawę.

- Dobrze - uśmiechnął się - To może pójdziemy razem?

Przytaknęłam i przełknęłam ślinę, czując, że się rumienię. Na początku myślałam, że cały plan legł w gruzach, ale to spotkanie nie było takim złym pomysłem. Może się czegoś dowiem. Ale chyba nie powinnam na razie nic wspominać o tym, że podsłuchałam jego rozmowę. Pewnie by się do mnie zraził. Bardzo lubiłam z nim lekcję matematyki. Powoli zaczynałam umieć algebre, co wydaje się niemożliwe w moim przypadku.

- Idziemy? - spytał po chwili patrzenia na mnie. Nie czułam się skrępowana, o dziwo.

- Tak, tak - rzuciłam tylko i odwróciłam się w stronę kawiarenki. Podbiegł do mnie i razem ruszyliśmy przez ulicę.

Stał blisko. Czułam jego ciepły oddech, który lekko łaskotał mnie w gołe ramię. Nie popawiłam zsuniętego swetra, nie chciałam. Czasami nasze ręce ocierały się o siebie, jakby zaraz miały połączyć się w jedno. Jego serce, biło w rytm mojego.

Przed oczami znów pojawił się obraz. Tym razem się obejmowaliśmy, oglądając czarno-biały film. Śmialiśmy się. Jego uśmiechnięte usta nagle zwężyły się. Pokojem zatrzęsło, a my zerwaliśmy się z kanapy. W jego oczach widać było zdenerwowanie, a może nawet strach? Żarówki pogasały. Pokój ogarnęła ciemność.

Powróciłam do prawdziwego świata. Znowu poczułam ciepło Connera, do tego słońce raziło mnie w oczy. Zasłoniłam ręką promienie i popatrzyłam w niebo. Niebieskie, bezchmurne, prawie jak w lecie. Jest już początek wiosny. Zapowiadała się piękna pogoda na drugi semestr.

________________________________________________________

 
- A więc... - zaczął nauczyciel, kiedy usiadliśmy przy stoliku w kawiarence - Jak tam w szkole? Z wszystkich przedmiotów dostajesz tak dobre oceny, jak z matematyki? - spojrzał na mnie wesoło.

- O nie. Kiedyś miałam słabe stopnie - poinformowałam go, a po chwili, dodałam - Kiedy pan mnie nie uczył.

- "Ja nie mogę nauczyć nikogo niczego. Ja tylko mogę sprawić aby inni zaczęli myśleć".

- Hmm... Sokrates? Ja jednak wolę powiedzenie "Wiem, że nic nie wiem" - zaśmiałam się.

- Bardzo trafne w twoim przypadku - również się zaśmiał, a ja zrobiłam obużona minę.

- Mam wrażenie, czy pan się ze mną drażni? - zmróżyłam oczy.

- Nie, skądże!

Koło naszego stolika pojawiła się kelnerka. Była lekko po 50-stce. Miała lekko zsiwiałe włosy i zadarty nos. Na jej biodrach był zawiązany biały fartuszek, a spod niego wystawała długa po kostki szara spódnica. Miała naburmuszoną minę, a zmarszczki w okół oczu i ust bardzo ją postarzały.

Zamówiłam dla siebie słodzone Cappucino z cynamonem, a Conner poprosił o Latte Macchiato.

- Nieprzyjemna kobieta - powiedział nauczyciel, gdy się oddaliła.

- "Nie oceniaj książki po okładce"!

- "Człowiek uczy się na własnych błędach" - wzruczył ramionami.

- Podoba mi się ta zabawa - wyszczerzyłam się. Przez chwilę panowała cisza, wzbogacona tylko muzyką z lat 80 lecącą w głośnikach i rozmowę dwóch faceów siedzących na drugim końcu kafejki. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy wzrok nauczyciela zetknął się z moim.

Kelnerka przyniosła nam zamówienia, a Conner zapłacił. Kiedy kobieta się odwróciła, bucząc coś pod nosem zauważyłam to... Zerwałam się na równe nogi, prawie krzycząc. Żeliwne klucze na kółku przyszyte były do jej bladej skóry. Musiała nosić je już bardzo długo, ponieważ skóra w tym miejscu była rozciągnięta i pokryta wieloma bliznami. Kiedy zorientowała się, że to spostrzegłam, szybko poprawiła bluzkę i obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem. Wystraszona, odwróciłam wzrok, słysząc tylko pospieszne kroki kelnerki i brzęczenie. Brzmiało to jak człowiek skuty w kajdany i uciekający z więzienia.

- Coś się stało? - wyrwał mnie z osłupienia Conner, który nagle pojawił się blisko mnie.

- Nie - miałam wrażenie, że mój głos nie zabrzmiał przekonująco - Chyba...

Popatrzył się na mnie z troską. Bałam się mu spojrzeć w oczy, sama nie wiem dlaczego. Chyba uważałam, że zobaczy w moich strach. A raczej... Zszokowanie.

- Nie musimy tutaj być - przysunął się do mnie, a ja wtuliłam się w ofiarowane ciepło. Przytaknęłam głową i wzięłam do ręki swoje rzeczy. Ruszyłam do drzwi oglądając się co chwilę z obawą, że spotkam tę kobietę jeszcze raz. Conner szedł ciągle blisko mnie. Czułam, kiedy jego klatka piersiowa podnosiła się i opadała z każdym oddechem.

Pożegnaliśmy się zaraz po wyjściu z kafejki, żeby żaden uczeń ani nauczyciel nas nie zobaczył. W ogóle nie powinnam tego robić. Jaka ja jestem głupia! - skarciłam się w duchu. Trudno, to już się stało. Powinnam o tym jak najszybciej zapomnieć.

Weszłam do akademika.

Ale nie mogę! Tak jakby Conner wszedł w mój umysł i nie mógł wyjść... Jak w więzieniu, z którego wcale nie chce się uciekać.

Weszłam do pokoju. Był pusty, więc pewnie Ali jest gdzieś z Noelem. Usiadłam przy biurku i wyciągnęłam książki, szybko pogrążając się w nauce.