Saturday, May 4, 2013

Rozdział 8


________________________________________________________
Conner
________________________________________________________

- A więc... Masz jakieś pytania? - tymi słowami zakończyłem swoją opowieść. Siedziałem razem z Lise na  twardym łóżku. Próbowałem powstrzymać moje ciało przed drżeniem, bardziej ze zdenerwowania, niż z zimna. Nie mogła wyczuć mojego strachu, nie w takiej chwili.

- W sumie to mam jedno... - powiedziała ze spuszczonym wzrokiem, a ja spojrzałem na nią pytająco - Miałeś w ogóle jakieś wykształcenie zanim przydzielili ci posadę nauczyciela języka polskiego?

Jej poważna mina po chwili zmieniła się w  rozbawioną. Wybuchnęła śmiechem, kładąc się na kołdrze i łapiąc za brzuch.

- Co cię tak bawi? - spytałem zirytowanym tonem.

- No proszę cię... Anioły, demony, wróżki, skrzaty? Serio?

Zakląłem pod nosem, lecz ona chyba tego nie usłyszała. Założyłem ręce na szyję, lekko rozmasowując kark.

- Posłuchaj. Albo lepiej... - zmieniłem zdanie - Popatrz.

______________________________________________________
Lise
______________________________________________________

Conner zaczął ściągać przemoczoną koszulkę. W sumie to mi nie przeszkadzało, więc uśmiechnęłam się promiennie. On chyba trktował to całkiem poważnie, przez co jeszcze bardziej chciało mi się śmiać. Po jego umięśnionych plecach spływały krople deszczu. A może raczej potu? Kiedy położył koszulkę na podłodze, wyprostował się i obrócił powoli.

Wzdłóż jego pleców rozciągały się dwie podłużne blizny, z których wyrastały czarne lekko postrzępione, spalone pióra. Większość z nich zwisały na plecach, jakby były złamane.

- Przecież przed chwilą tego nie było... - szepnęłam, podchodząc bliżej do "skrzydeł". Zaczęłam dotykać piór, wyrwałam jedno i w tym samym momencie mężczyzna jęknął cicho.

- Boże, Lise! - westchnął - To boli!

- To jest prawdziwe...

- No prawdziwe.

- Ale jak to...? - cały czas patrzyłam się pustym wzrokiem na plecy Connera. W mojej głowie nagle pojawiło się pełno nowych pytań, lecz na razie powstrzymałam się od wypowiedzenia ich. Przeciągnęłam się i przetarłam oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jaka jestem zmęczona - Przecież to...

- Nieprawdopodobne, fascynujące, przerażające? - dokończył za mnie.

- Miałam powiedzieć tylko "niemożliwe", ale ty też to nieźle ująłeś - chłopak wzruszył ramionami. Może i to było szalone, ale wierzyłam mu, tak po prostu. Od początku wiedziałam, że coś z nim nie tak. W końcu kto normalny by się ze mną spotykał?!

- I nie boisz się? - miał lekko ochrypły głos. Jedną ręką przeczesał włosy nerwowo, a drugą
włożył do kieszeni, w próbie ukrycia nerwów.

Nie bałam. Chociaż może powinnam...
Pokręciłam głową przecząco i zbliżyłam się do niego.

- Nie - powiedziałam szczerze - Tylko teraz mam kilka pytań.

- Pewnie! Pytaj o co tylko chcesz! - zachęcająco kiwnął głową, a ja przytuliłam go. Nie mogłam już patrzeć na to, jak się stresuje. Pomimo mokrej od deszczu koszulki, jego ciało było zachęcająco ciepłe. Wtuliłam się w niego, czując jak emocje opadają. Odsunęłam się i delikatnie musnęłam wargami jego usta. W pierwszym momencie w mojej głowie powstało ostrzeżenie "bip bip to nauczyciel", lecz trwało tylko sekundę, tak z przyzwyczajenia. W końcu kiedyś byliśmy parą, więc nie powinnam czuć się nieswojo, prawda?

- Przed chwilą, kiedy... - przerwałam, ostrożnie dobierając słowa - nie miałeś na sobie koszulki...

- Mów dalej - Conner uśmiechnął się, lekko rozbawiony moim skrępowaniem.

- ... to nie miałeś tych skrzydeł. Więc jak teraz je masz?

- Mogę to kontrolować. To jedyny plus z bycia Upadłym - zastanowił się chwilkę - No może jest jeszcze jeden.

- Jaki? - spytałam.

- Ty - odpowiedział, patrząc na mnie swoimi hipnotyzującymi oczami. Moje serce zastukało mocniej przez chwilę, a na moich policzkach pojawiły się delikatne zaczerwienienia. Zostawiłam to bez komentarza, dając mu do zrozumienia, że nie ma czasu teraz na takie teksty.

- Co się stało z szamanami? Przecież mówiłeś, że kiedyś byli dobrzy - kontynuowałam rozmowę.

- Nie mam pojęcia. Myślę, że ma to jakiś związek z tym całym zebraniem.

Zastanowiłam się chwilę nad kolejnym pytaniem, a przy okazji zauważyłam, że przestało padać. Za oknem powoli się przejaśniało, chmury oddalały się szybko, pozostawiając tylko jasnoniebieskie niebo. Słońce już prawie całe skryło się za górami, nadając niebu lekko pomarańczową barwę.

- Co zrobiłeś tej kobiecie? - spytałam w końcu.

- A to - machnął ręką - To nie jest kobieta. Kiedyś może była, lecz teraz jest moim demonem.

Spojrzałam na niego pytająco.

- W jakim sensie "twój demon"?

- Za sprzeciwienie się Bogu, każdy Upadły Anioł dostaje w prezencie demona. Taką zabawkę od Lucyfera, która wypełnia twoje polecenia.

- I możesz tak po prostu o tym mówić? - moja twarz wykrzywiła się w grymasie obrzydzenia -Przecież to... coś było kiedyś zwykłym człowiekiem! Mam rację?

- Lise - mężczyzna westchnął - Już od dawna w tym ciele nie ma ani krztyny dobroci, jaką posiada każdy człowiek. Tak, wiem, że to okropne, ale musisz się do tego przyzwyczaić - dodał po chwili, widząc moją minę. Zaschło mi w gardle.

- A co się stało z Oael'em? - nie byłam pewna czy dobrze wypowiedziałam nazwę naszyjnika, ale raczej tak, bo zareagował błyskawicznie. Zaczął mamrotać coś pod nosem, zawzięcie szukając czegoś w spodniach. Chwilę potem wyciągnął z nich okrągłą zawieszkę z pożółkłej kości i przewieszkę zrobioną ze starego sznurka. Podniósł go do góry, a potem podał mi do ręki. Był zaskakująco lekki. Sznur obwiązany był suszoną skórą, na której było widać ślady jeszcze po pożarze. Kość, jak się okazało jelenia, była lekko postrzępiona w prawym boku, ale nie straciła przez to uroku, wręcz przeciwnie - dodawała go.

- Jest twój - powiedział Conner z uśmiechem, a ja podziękowałam. Kiedy pomógł mi zapiąć wisiorek na szyi zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu. Tak jakby jakaś część wróciła do mnie.

W głowie ujrzałam dwoje dzieci - chłopca i dziewczynkę - bawiący się przy ognisku. Młody Conner miał naburmuszoną minę, bo nie chciał się bawić z dziewczyną. Co chwilę spoglądał na nią z wyższością, lecz ona pomimo tego uśmiechała się przyjacielsko. Dzieciak spytał się matki czemu nie może pobawić się z innymi chłopcami, a ona odpowiedziała mu, że kiedyś to zrozumie i że na razie jest za mały.
Kolejnym obrazem były te same dzieciaki, lecz już trochę starsze. Tym razem Conner był uśmiechnięty. Poszli się bawić, a dobry humor ich nie opuszczał. Dziewczyna śmiała się, kiedy nastolatek podnosił ją do góry i w dół, w trakcie łaskotania jej. Dał jej naszyjnik, więc dziewczynka przytuliła go mocno. Jej oczy błyszczały radośnie.

Obrazy szybko zanikły, ale zostało ich o wiele więcej w mojej głowie. Było tego całkiem sporo i to większa ilość miłych sytuacji. Wiele rzeczy stało się dla mnie zrozumiałych.

- Dziwne... - bąknęłam, a chłopak spojrzał na mnie pytająco - Emm... Czasami w mojej głowie pokazują się takie obrazy i nie do końca wiem, co one oznaczają. Wydaje mi się, że to są moje wspomnienia, ale wcześniej zupełnie ich nie pamiętałam.

- Masz racje, to wspomnienia - w jego oczach ujrzałam iskierkę podekscytowania - Ale nie twoje, tylko nasze. Kiedy dotkniesz czegoś lub kogoś, z kim łączyłaś swoje wspomnienia, one od razu powracają. A przynajmniej ich część.

- A kiedy moja pamięć będzie już wypełniona?

- To zależy od ciebie - stwierdził po chwili zastanowienia - Myślę, że na razie wystarczy ci nowości.

Patrzyłam uważnie, jak rozkłada koc na podłodze i kładzie się na nim. Miał rozczochrane włosy, a z niektórych z nich spływały jeszcze krople deszczu. Założył na siebie swoją czarną koszulkę, a ja nawet nie zauważyłam kiedy jego skrzydła zniknęły.

- Ale jeszcze mam jedno, ostatnie pytanie - powiedziałam, zanim zdążył się całkowicie rozłożyć - Umiesz jeszcze używać czarnej magii?

- Dawno tego nie robiłem, ale... - spojrzałam na niego zachęcająco i podsunęłam na stolik wyschnięty liść. Spuścił wzrok - Nie mogę, przykro mi. Nie chcę znowu tego zaczynać, Lise. To jest jak narkotyk.

- Rozumiem. A nie chcesz się już zemścić na Ughlirze? Chyba czarna magia mogłaby ci pomóc.

- Oczywiście, że chcę. I w sumie niedługo będę miał okazje...

- Jak to? - spytałam, po czym ziewnęłam przeciągle. Chociaż spałam kilkanaście godzin, moje powieki wciąż były ciężkie.

- Kiedy indziej ci to wytłumaczę - powiedział, przeciągając się, a ja mu przytaknęłam. Zamknęłam oczy, odpływając do krainy Morfeusza.

5 comments:

  1. Mimo grozy tej sceny śmiać mi się chciało, kiedy wyrwała mu te pióro i wzmianka o tym, że te coś jest "prezentem od Lucyfera" :). Świetny rozdział, mam nadzieję, że mimo tego wszystkiego co dzieje się wokół nich, w głębi będą szczęśliwi. Pozdrawiam i zapraszam do mnie kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com ucieszyłaby mnie twoja opinia.

    ReplyDelete
  2. haha, Lise wymiata! nie ma to jak wyrwać piórko ze skrzydeł Upadłego Anioła. :)
    ciekawe w jaki sposób Conner zemści się na tym szamanie. :)
    czekam na kolejny :*
    pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  3. Auć... to musiało boleć :/ Ale kłaść się na podłodze tylko na jakimś kocu...?! To mnie troszkę zdziwiło... Ale tak to było super *-* Reakcja Lise była dość... niespotykana, ale zaspokoiła moją ciekawość. Z niecierpliwością czekam na c.d. :D

    ReplyDelete
  4. Lubie te Twoje rozdziały! :)

    ReplyDelete
  5. Chciałam tylko poinformować, że właśnie wstawiłam nowy rozdział.
    http://kiedymiloscstajesienienawiscia.blogspot.com/
    PS. Jeżeli nie przeszkadza ci to, że zostawiam ci tego typu komentarze, to oczywiście mogę tego nie robić.

    ReplyDelete